Nie
mam pojęcia ile minęło czasu. Z cztery? Sześć godzin? Wstając,
rozciągnęłam się powoli po czym nałożyłam na ciało srebrzysty
materiał. Coś a'la szlafrok. Rozejrzałam się po pokoju i
dostrzegłam, że w miejscu, gdzie wcześniej rzuciliśmy moją togę,
znalazła się niebieska koszula z ćwiekami oraz czarne spodnie i
inne akcesoria.
Kochany
jest – pomyślałam. Wychodząc, zboczyłam od schodów i pognałam
do łazienki. Po wystroju domyśliłam się, że jest to łazienka
Kate. Nie będzie mi miała za złe, jeśli się tu przebiorę –
pomyślałam. Ubrania były tutaj dla mnie nowością. Ciotka
uparcie wmawiała mi, że poranią mi moją nową, delikatną skórę.
John jednak sądził inaczej i to właśnie jemu bardziej ufałam.
Dawno nie miałam kontaktu z Lilly. Nie wiem, czy celowo się
odłączyła telepatycznie ode mnie, czy jak. Może się czegoś
domyślała? Może wie co między nami zaszło...- między mną a
Johnem. Dziwne to wszystko... Przeznaczenie.
Nigdy
w to nie wierzyłam. Jak ktoś może być do kogoś pisany już od
postaci, której sobie nie umiem wyobrazić...
Zakładając
spodnie przypomniałam sobie, że nie wyjaśniłam sobie wszystkiego
z Johnem. Wciąż przecież pamiętam – co prawda jak przez mgłe
niektórych ludzi, sytuacje z „przeszłości”.
Wracając do tego czuję, że to trochę boli, ale nie mogę o tym
tak normalnie zapomnieć...nie potrafię. Gdy się wyszykowałam, zeszłam na dół a tam
zastałam Tofixa i siedzącą na fotelu Kate.
- Nic nie jest takie, jakie Ci się wydaje... - zwróciła się do mnie dziewczynka. Popędziałam oczami w stronę jej malutkiej, ślicznej twarzyczki - ...czas zejść na ziemię Cameron. Na ziemię.
- O co ci chodzi Kate? - spytałam zdezorientowana.
- Nic, po prostu głupia nie jestem. Wiedzę, że chcesz mi zabrać braciszka... - wejrzała na mnie spode łba i odgarniając włosy pokiwała główką : ale ja ci go nie oddam...Nie ma opcji...
Stałam tak w bezruchu zastanawiając się, co tej małej dziewuszce odpowiedzieć. Ciężko wytłumaczyć dziecku, które ma tylko jednego brata, że nie chcę go jej zabrać... Ciężko bo jak faktycznie ma uwierzyć, że jest on tylko dla niej... , że żyje z myślą o niej. ŻE JĄ KOCHA.
- Kochanie.. - ukucłam przy niej. - dlaczego myślisz, że chce ci odebrać Johna? - uśmiechnęłam się do niej.
Jest na prawdę fajnym chłopakiem...
- A ty fajną dziewczyną - przerwała mi.
- Noo nie wiem czy aż tak dorównuję Johnowi, ale co by nie było, nikt nie chce cię zostawić samej...
- Obiecujesz na braciszka? - spytała.
- Obiecuję kochanie, obiecuje... - objęłam ją ramieniem, a ta obdarowała mnie buziakiem w policzek.
Więcej nie wracałyśmy do tej rozmowy. Więcej także i nie zobaczyłam Johna. Ile to czasu sie już nie widzieliśmy? Nie określę wam. Wiedziałam tylko jedno, że dopóki on nie wróci, muszę opiekować się małą. Od tej pory i ja byłam za nią odpowiedzialna, i również od tej pory to ja byłam jedną z jej opiekunek, którą musiała obdarzyć sercem i szacunkiem, choć z początku było to naprawdę trudne.
Za każdym razem gdy pytałam " Gdzie jest John? " , ona odpowiadała mi, że musi zaprogramować sobie dysk twardy. Jaki dysk twardy? No cholera? Co jest grane!Może się wystraszył i chce sobie poukładac wszystko na nowo... - myślałam, ale Kate nigdy nie powiedziała mi nic więcej...Do czasu...
Urodziny Kate
- Ile dokładnie masz lat? - spytałam, gdy otwierała starannie zapakowaną paczkę ode mnie.
- John ci nie mówił Cameron? Nie pamiętam, ale koło 75 na teraźniejszość...
- Czyli na niebo? - uśmiechnęłam się do niej.
- Jak zwał, tak zwał.... - odwzajemniła go jeszcze szerzej. Chwyciwszy za ostatnią kokardę, ukazała jej się półtora metrowa lalka. Widząc uśmiech małej, poczułam wielkie szczęście w sercu.
Patrzyła na nią i co chwila uśmiechem obdarowywała moją twarz. W ułamku sekundy rzuciła ją o Ziemię i przylgneła do mnie.
- Kocham Cię Cameron. - wyszeptała.
Zdziwiona zdążyłam odpowiedzieć jej tylko : Ja Ciebie też. Mała zabrała się za przebieranie lalki a ja poczęłam kroić tort. W końcu ja do siebie przekonałam - pomyślałam. A może przekupiłam to lepsze słowo? Nie dochodziłam do tego... Liczyło się tylko teraz szczęście dziecka. To było dla mnie najważniejsze.
Tego dnia nie spodziewałam się nawet, że ujrzę Johna. Stanął w drzwiach jak gdyby nigdy nic i zaczął krzyczeć " Niespodzianka". Kate uwiesiwszy sie na jego mocnej szyi wycałowała jego policzki.
Pewnie się domyślał, że w następnej kolejce byłam ja.
Cała nabuzowana stałam przy oknie i wpatrywałam się w wesołą scenkę. Mała dostaje balony, a Johna mina mówiła już sama za siebie... Nasze spojrzenia w ułamku chwili sie spotkały. Zawahał się czy podejść do mnie, jednakże pierwsze co zrobił, to wszedł po schodach do swojego pokoju.
Z niego zaś wrócił po dwudziestu minutach bez koszulki. Prysznic pewnie wziął - pomyślałam. Powoli krocząc usiadł na fotelu i zaczął mnie ignorować. Za wiele tego.. pomyślałam.
- John?! Gdzie ty do cholery byłeś? - nie wytrzymałam.
- Ale kochanie!... - odrzekł z łobuzerskim uśmiechem. Nie denerwujemy się...
- Kurwa...wiesz jak ja się cholernie denerwowałam... - przerwałam mu zerknąwszy do okna.. - nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy....
- O mnie? - zapytał z poirytowaniem.
- Nie! O siebie... ja p*.... , Kate nic mi przez ten czas nie powiedziała...dosłownie nic...! Myślisz że tak łatwo..... - poczułam dłonie na mojej tali i odwróciłam się szybko. - puść mnie! - wykrzyczłałam mu w twarz.. - Myślisz, że jesteś taki idealny? Że możesz bawic się moimi uczuciami? Wyjeżdżać kiedy chcesz bez zapowiedzi?!
- Ciiii.... - szepnął po czym chciał mnie pocałować..
- Nie żadne " Cii" do cholery! Nie żadne " Cii"...Wydoroślej i się zdecyduj...! Gdzie w ogóle byłeś?
- Odsunął się ode mnie a jego oczy napełniały się łzami. Widziałam to, lecz onhamował je jak tylko potrafił.
- Posłuchaj....to jest delikatne...
- No słucham! - przerwałam mu.. - zobaczymy czy tak delikatne...
Jego wyraz twarzy posmutniał, a z pod oczu wypłynął wodospad smutku. Widziałam, jak zastanawiał się, w jaki sposób mi to powiedzieć. Wiedziałam i domyślałam się o co chodzi...
Jednakże to co mi powiedział, przewyższało moje oczekiwania....
- ....Mój brat nie żyje.... - odrzekł, siadając okrakiem na fotelu. Ręce ułożył za kark i schylił głowę ku podłodze. - ..nie wytrzymał i odebrał sobie życie....
Przyznam że mnie zamurowało. Nie wiedziałam, że ma brata. Nie wiedziałam.
- ...Są pewne komplikacje..... - przerwał. Z racji tego, że zrobił to, co zrobił, nie może tutaj do nas trafić. Jest tak jakby w czyśćcu. ...Nie mam pojęcia co robić.... Próbowałem.... - spojrzał na mnie. - przemówić mu do rozsądku!...nakazywałem spojrzeć mu na otaczający go las....kwiaty...krzewy....Nic.....
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - podeszłam do niego bliżej. Nie wiedziałam nic - przepraszam... przytuliłam go.
- Bo.... kurde..on jest też przeznaczony... . Rozumiesz? Tobie.....
- Że co? - spytałam z poirytowaniem. Tylko Ciebie kocham.... Jezu John! przecież wiesz, że możesz mi ufać? Cokolwiek się wydarzy.... - otarłam jego łzy.
- Kocham cię Cameron.
- Ja Ciebie też John.....
Resztę dni spędziliśmy w ciszy w salonie....
Patrzyła na nią i co chwila uśmiechem obdarowywała moją twarz. W ułamku sekundy rzuciła ją o Ziemię i przylgneła do mnie.
- Kocham Cię Cameron. - wyszeptała.
Zdziwiona zdążyłam odpowiedzieć jej tylko : Ja Ciebie też. Mała zabrała się za przebieranie lalki a ja poczęłam kroić tort. W końcu ja do siebie przekonałam - pomyślałam. A może przekupiłam to lepsze słowo? Nie dochodziłam do tego... Liczyło się tylko teraz szczęście dziecka. To było dla mnie najważniejsze.
Tego dnia nie spodziewałam się nawet, że ujrzę Johna. Stanął w drzwiach jak gdyby nigdy nic i zaczął krzyczeć " Niespodzianka". Kate uwiesiwszy sie na jego mocnej szyi wycałowała jego policzki.
Pewnie się domyślał, że w następnej kolejce byłam ja.
Cała nabuzowana stałam przy oknie i wpatrywałam się w wesołą scenkę. Mała dostaje balony, a Johna mina mówiła już sama za siebie... Nasze spojrzenia w ułamku chwili sie spotkały. Zawahał się czy podejść do mnie, jednakże pierwsze co zrobił, to wszedł po schodach do swojego pokoju.
Z niego zaś wrócił po dwudziestu minutach bez koszulki. Prysznic pewnie wziął - pomyślałam. Powoli krocząc usiadł na fotelu i zaczął mnie ignorować. Za wiele tego.. pomyślałam.
- John?! Gdzie ty do cholery byłeś? - nie wytrzymałam.
- Ale kochanie!... - odrzekł z łobuzerskim uśmiechem. Nie denerwujemy się...
- Kurwa...wiesz jak ja się cholernie denerwowałam... - przerwałam mu zerknąwszy do okna.. - nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy....
- O mnie? - zapytał z poirytowaniem.
- Nie! O siebie... ja p*.... , Kate nic mi przez ten czas nie powiedziała...dosłownie nic...! Myślisz że tak łatwo..... - poczułam dłonie na mojej tali i odwróciłam się szybko. - puść mnie! - wykrzyczłałam mu w twarz.. - Myślisz, że jesteś taki idealny? Że możesz bawic się moimi uczuciami? Wyjeżdżać kiedy chcesz bez zapowiedzi?!
- Ciiii.... - szepnął po czym chciał mnie pocałować..
- Nie żadne " Cii" do cholery! Nie żadne " Cii"...Wydoroślej i się zdecyduj...! Gdzie w ogóle byłeś?
- Odsunął się ode mnie a jego oczy napełniały się łzami. Widziałam to, lecz onhamował je jak tylko potrafił.
- Posłuchaj....to jest delikatne...
- No słucham! - przerwałam mu.. - zobaczymy czy tak delikatne...
Jego wyraz twarzy posmutniał, a z pod oczu wypłynął wodospad smutku. Widziałam, jak zastanawiał się, w jaki sposób mi to powiedzieć. Wiedziałam i domyślałam się o co chodzi...
Jednakże to co mi powiedział, przewyższało moje oczekiwania....
- ....Mój brat nie żyje.... - odrzekł, siadając okrakiem na fotelu. Ręce ułożył za kark i schylił głowę ku podłodze. - ..nie wytrzymał i odebrał sobie życie....
Przyznam że mnie zamurowało. Nie wiedziałam, że ma brata. Nie wiedziałam.
- ...Są pewne komplikacje..... - przerwał. Z racji tego, że zrobił to, co zrobił, nie może tutaj do nas trafić. Jest tak jakby w czyśćcu. ...Nie mam pojęcia co robić.... Próbowałem.... - spojrzał na mnie. - przemówić mu do rozsądku!...nakazywałem spojrzeć mu na otaczający go las....kwiaty...krzewy....Nic.....
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - podeszłam do niego bliżej. Nie wiedziałam nic - przepraszam... przytuliłam go.
- Bo.... kurde..on jest też przeznaczony... . Rozumiesz? Tobie.....
- Że co? - spytałam z poirytowaniem. Tylko Ciebie kocham.... Jezu John! przecież wiesz, że możesz mi ufać? Cokolwiek się wydarzy.... - otarłam jego łzy.
- Kocham cię Cameron.
- Ja Ciebie też John.....
Resztę dni spędziliśmy w ciszy w salonie....
-------------------------------------------------------------------------------
Sorki taki troche naciągany - ale jakoś czasu nie ma i weny na pisanie na razie ;/
postaram sie nadrobic zaległości :)
I zapraszam do dalszego czytania ;)