piątek, 26 lipca 2013

ROZDZIAŁ XI "ESENCJA"


            Kuchnia była na prawdę dużym pomieszczeniem. Przechodziło się do niej prosto z salonu, praktycznie z nad przeciwka. Samo pomieszczenie było przytulne i składnie ułożone. Miało sie wrażenie, że dzbanuszki znajdujące się na półkach, idealnie zostały dopasowane do wnętrza pomieszczenia.
- Woow... - wymówiłam po chwili.
- ..Podoba ci się? - spytał zaciekawiony. Podobała mi się bez dwóch zdań. Brąz mebli, stolik z pięcioma krzesłami a na dodatek ta kompozycja...
- Sam projektowałeś? - zapytałam.
- Jasne, jak wszystko tutaj. - przerwał. - Nie chcę się chwalić, czy coś... - rzekł.
- Masz dobrą głowę do architektury. Serio. - stanęłam przy szafce z naczyniami i podziwiałam dobór kolorów. - ..i dobrze łączysz na dodatek...
- Hmm...dzięki. - po chwili poczułam jego dłonie na swojej talii. Lekko podskoczyłam.- ..nie chciałem cię wystraszyć Cameron, serio. - odparł, po czym odwrócił mnie tak, abym stała naprzeciwko niego. Sięgałam mu wzrostem do podbródka. On natomiast wpatrywał sie we mnie tymi swoimi lazurowymi oczkami a ja nie wiedziałam co zrobić - czy go odpędzić, czy przytulić ten nagi tors  i ramiona przykryte ręcznikiem...
- Yhyhm..! - do kuchni wparowała Kate. John nadal trzymał mnie w talii, a ja chyba sie zarumieniłam.
- No ku...- popatrzył na mnie po czym  skierował wzrok na nią. Dziewczynka wyszczerzyła białe ząbki.
- John się zakochał! John się zakochał! - zaczęła wyśpiewywać coraz to głośniejszym tonem. Chłopak westchnął i pokręcił głową.
- Z młodszym rodzeństwem to nie masz ani chwili spokoju... - powiedział zrezygnowanym tonem, a następnie zdjął dłonie z mojej talii i podniósł dziewczynkę. - Cameron, tam w tej szafce koło lodówki są kubki. Jakbyś mogła,  weź dwa i zagotuj wodę w czajniku...ja zaraz wrócę, tylko powiem coś temu małemu robaczkowi...
             Zrobił kilka kroków i już go nie było. Ja niczym ślimak powłóczyłam się do szafki i wyjęłam dwa kubki, pomalowane chyba własnoręcznie. Jeden był niebieski ze słoniami, a drugi brązowy z wielkim, czerwonym psem. Czyżby to był Clifford? Nawet możliwe... Następnie chwyciłam czajnik znajdujący się na palniku. Wlałam trochę wody z kranu. Na moje oko wystarczająco i zaczęłam podgrzewać, ustawiając palnik na średnie rozgrzanie. Noo dobra, teraz sobie poczekamy.. - pomyślałam. Ruszyłam w stronę jednego z pięciu krzeseł i usiadłam na nim okładając łokcie.
- No nie mów, że tak cię zanudziłem.... - usłyszałam po chwili. - ..Kate da nam na jakiś czas spokój. Zasnęła.
- ..Z własnej woli? - oderwałam się od stołu, po czym ziewnęłam.
- Widzę, że też jesteś zmęczona. Nawet bardziej od małej. - uśmiechnął się.
- Nie, to nic takiego. Serio.
- Nie...wcale. - czajnik zagwizdał a John ruszył w jego kierunku. - ..może herbatka wróci cię do żywych..
- ..Może... - zwróciłam sie do niego.
- Tylko teraz..no wiesz...żeby nie było zbyt kolorowo jest jeden problem... - oparł się o blat z promiennym uśmiechem. O matko! Ależ on jest przystojny... - pomyślałam.
- Mhm?
- Chodzi o to , że mam parę rodzajów herbaty...wiesz..czarna, zielona, ulung, aromatyzowane, prasowane i pu-erh....- skończył.
- A jaką polecasz? - spytałam, kompletnie nie poznając tonu mojego głosu. Nim zdążyłam się uśmiechnąć, podszedł do mnie wolnym krokiem i podał mi dłoń. Znowu staliśmy na przeciwko siebie.Tym razem trzymał coś w dłoni...
- Mogę? - spytał po czym ujrzałam w jego ręce czarną opaskę.
- Emm...- próbowałam zaprotestować, ale on rzekł:
- Nie bój się Cameron, nie zrobię ci krzywdy...
           Tym razem znowu spojrzałam w te jego lazurowe ślepia. "Kurde  Cameron, przecież mu ufasz!" - usłyszałam Lilly. No dobra..przecież taka była też prawda...
- Okey, ale obiecaj.. - odpowiedziałam mu.
- Obiecuję. - Przyrzekł. Następnie sprawnie zawiązał mi opaskę na oczach i poczułam w jednej chwili,że znajduję się w jego ramionach. Przytulił mnie tak mocno, że zapewne w dawnym życiu, usłyszałabym bicie jego serca. - Wygodnie ci? - spytał miękkim tonem. Ja przytaknęłam tylko głową, a ten niósł mnie chyba przez pół domu. Wciąż wtulając sie w jego mięśnie na szyi, czułam jak i we mnie wzbierają się emocje. Dużo emocji. - Okey, teraz tylko na mnie poczekaj...przyniosę esencje i wywary....- wychodził już zapewne  przez drzwi o czym dodał..- ...tylko nie podglądaj!...
- Spróbuję... - odparłam.. John pozostawił mnie na czymś miękkim. Strzelam, że to kanapa, albo łóżko. Nie powiem - było mi bardzo wygodnie... Tak wygodnie, że znowu robiłam się śpiąca... minuty mijały, a ja coraz bardziej odpływałam... W końcu zasnęłam i straciłam zarazem calutki "film"..

          
.


              EPIZOD
HOL W GMACHU LICEUM

- Kochani uczniowie..! Drodzy nauczyciele! Rado pedagogiczna...- zwróciła się vice dyrektor. - ..to co się stało wczoraj ma ogromny wpływ na jutro niewielkiej części z nas. Przyjaciół panny Withliams, znajomych. Także części nauczycieli, która nauczała naszą kochaną Cameron. Była to dziewczynka lubiana, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jak anioł jej szlachetne serce wyrywało się z piersi do pomocy innym. - pani dyrektor odwróciła się i wylała łzy na małą, kwadratową chusteczkę. Za jej śladem poszło wiele osób. Ci co Cameron nie znali, mieli jej już nigdy nie poznać. A ci którzy ją znali, juz nigdy nie usłyszą jej radosnego śmiechu...- ..ciiii....zaczęła tłumić łzy swoje jak i innych... - ..głos zabierze wychowawczyni Cameron..- sama usiadła na krześle i wszystkie smutki tłumiła w papierowym, cienkim przedmiocie...
- Tak, to prawda....Cameron odeszła, ale wierzymy, że żyje. Wierzymy, że lepiej jej tam - z Bogiem po drugiej stronie...że właśnie tam stoi po jego stronie i łącznie z nim pomaga nam teraz. Znosić to wszystko, tu. Na Ziemi życie jest chwilowe, jakże kruche...teraz własnie to widzimy....- nauczycielka wejrzała na grupkę płaczących dziewczyn ze swojej klasy : ...jednak Bóg najczęściej zabiera nam tych, którzy czynili dobro, którzy mu się spodobali i ową osobą czyniącą dobro była nasz kochana Cameron Withliams. Niech Bóg jej błogosławi... - odrzekła, wykonując przy mikrofonie znak krzyża...
- Dziękuje. - odrzekła pani dyrektor. - A teraz proszę na scenę najbliższego z przyjaciół Cameron:  Paula Melsone i Megan. - Megan ubrana w ciemne barwy wkroczyła zapłakana na scenę...w swojej małej dłoni ściskała chusteczkę jednocześnie rozglądając się za Paulem.
- Dziękuję pani dyrektor. - odparła. Dyrektorka pewnie spytała jej się gdzie jest Paul, bo nerwowo pokiwała głową...- ..razem z moja przyjaciółką znałyśmy się od... - popłynęły jej łzy..- od małego.... Cameron ...była... - pokręciła głową... i wypuściła z siebie stos łez...
- Kochanie... - położyła jej rękę na ramieniu pani dyrektor.
- Przepraszam...- wydusiła z siebie Megan i dopowiedziała..- wybacz Cameron, ale nie umiem do ciebie mówić w czasie przeszłym. Może się nauczę..kto wie? Na razie yo wszystko się za szybko dzieję...Wspólnie spędzony nasz czas, nasze pomysły, nasze wygłupy...chciałabym jeszcze choć raz przeżyć jeden z nich. Tak na nowo... - spojrzała się w niebo, a z jej oczu wyciekł kolejny strumień smutku.. - jeśli mnie słyszysz, a zapewne słyszysz, to mam nadzieję, że kiedyś oprowadzisz mnie po owym rajskim ogrodzie, że tam będziemy kończyć nasze wygłupy i właśnie tam poznamy się na nowo.... tak jak za dziecięcych lat... Dziękuję... - odrzekła i pełna łez opuściła scenę. Nie zatrzymując się biegiem ruszyła na parking, koło którego straciła jedna z najcenniejszych osób w swoim życiu - przyjaciółkę...





6 komentarzy:

  1. dobre! :)

    obserwujemy? thisisredfox.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, aż brak mi słów by wyrazić jego zajebistość xDD Czekam na next'a :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział *.*
    +
    Nowa notka pojawiła się na blogu. Zapraszam do przeczytania i zachęcam do komentowania ;>

    http://opisy-kosy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie , że dodajesz zdjęcia . Zapraszam do mnie : http://majkesa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń