środa, 3 lipca 2013

Rozdział VI "POWIĄZANIE"


           Bingo! - Siedziałam na zimnej podłodze, w strychowej komnacie i oczekiwałam cudu. Po tym co dowiedziałam się od Lilly, jeszcze bardziej pragnęłam zobaczyć się z Johnem. Ta jednak nie zamierzała dać mi jego danych. Szkoda, ze nie ma tu czegoś w rodzaju facebooka...- pomyślałam. Ludzie, którzy schodzą, próbują odszukać tych, którzy jeszcze żyją. Tam. Po tej drugiej stronie - jak to nazwała Lilly. Jeśli się kogoś kocha w chwili śmierci, to ktoś, komu na tobie bardzo zależy, zabierze cie ze sobą tutaj - choćbyś nawet i zacięcie protestował.
            Na osobnej kartce wyrwanej z zeszytu, spisywałam wszelkie powiązania. Znalazły się na niej imiona i nazwiska osób, które tutaj poznałam, szerokiego zakresu mapy myśli, oraz moje spostrzeżenia po rozmowie z dziewczyną Thomasa. Lilly znalazła się tutaj tylko i wyłącznie przez przypadek.
Owego dnia bowiem, ciotka wracała z nią i Thomasem ze szkoły. Gdy pani Bayren rozmawiała z sąsiadką, jakiś nieostrożny kierowca, nie zauważył wbiegającego za piłką na jezdnię Thomasa. Lilly podleciała do niego widząc nadjeżdżający samochód. Krzyczała tak głośno, ile sił w małym, dziecięcym gardełku.
Niestety - bez skutku. Kierowca uderzył z ogromna siłą w chłopczyka. Ten jak się domyślacie - zmarł na miejscu. Przy Lilly także nie zdążył wyhamować. Ona jednak dożyła jeszcze 2 dni w szpitalu po czym zmarła. A co do cioci? Sami możecie sobie już dokończyć....
Czuła się winna ich śmierci. Miała ogromne wyrzuty sumienia, patrząc w oczy matce Lilly.
Stojąc nad małymi grobami, mieszczącymi się pośrodku cmentarza, nie wiedziała co z sobą począć...
Zmarła po 4 dniach, poszukując pomocy, której nie otrzymała...
              Najciekawsze jest to, że ciocia tego nie pamięta. Dziewczyna wspomniała mi, iż nie każdy mieszkaniec tego świata, pamięta swoje życie ziemskie. Nie dziwiła się przy tym, że ja także go nie zapamiętałam...Trudno od tworzyć przeszłość tutaj.. - ciągnęła w swoim monologu. Co do tego nie miałam żadnych wątpliwości.
              Mapa moich myśli składała się z niewielkiej liczby osób, mianowicie: mnie- Cameron, Lilly, cioci Bayren, Thomasa, oraz Johna, którego widziałam tylko raz na oczy. Nie wielkie grono - przyznam.

- Lilly! Jak świetnie, że wpadłaś! - usłyszałam z salonu pod strychem.  - Napijesz się czegoś?
Tak. To była ciocia Bayren. Gdyby tylko dowiedziała się ona, o czym Lilly mi powiedziała, zapewne nie była by już taka serdeczna. Chociaż od tej strony jeszcze jej nie poznałam...Każdy człowiek prędzej czy później pokaże swoje drugie " ja". Pozostaje tylko czekać. Nie twierdze tym, żeby była ona jakąś zła kobietą - nie, przeciwnie, bardzo ją szanuję, ale nie potrafi ukazać mi żadnych emocji, poza radością. Jest jedno twarzowa. Chyba tylko tak to można określić.
- Dziękuję ciociu! Może kiedy indziej...
- To co cie tutaj sprowadza kochanie? - spytała.
- Jest może Cameron?
- Camer...on! - zawołała ciocia najgłośniej jak umiała.
- Już idę! - odkrzyknęłam.

              Schodząc po krętych schodach w dół, modliłam się , aby nie spaść. W jednej dłoni zaciskałam rysunki, drugą trzymałam się  barierki. Widząc mnie wychodzącą zza szafy, mina cioci odjęła mi mowę.
Już chciała mi coś zapewne powiedzieć, gdy Lilly odrzekła:
- Zabieram cię na małą przejażdżkę laska! - oznajmiła wesołym tonem..Wzrokiem przekazałam mi wiadomość : " Zachowuj się naturalnie Cameron...wszystko jest po staremu.."
- Kurde...nie lepiej, jak posiedzimy u mnie na górze?
- No Cameron... - wtrąciła się ciotka - zrób przyjemność Lilly i wybierz się z nią na spacer...
- Dobra ciociu...jak nie chce...Nic na siłę! - puściła mi ukradkiem oko. "Wyjdź zaraz nad zatokę! To pilne!"
- Ale ile to przecież kilometrów....coś z tobą nie tak? - pokręciłam głową.
- Coś mówiłaś Cameron? - spytała ciotka.
" Za pięć minut w ogrodzie na końcu Churchill. Załatwiłam ci szofera. Powiedz ciotce, że chcesz sie pouczyć. Wymknij się oknem na strychu. Przeciśniesz się bez problemu. Rośnie tam bluszcz. Thomas nie raz tamtędy wydostawał sie na zewnątrz.... Gdybyś nawet się zgodziła jechać ze mną, to i tak by cie nie wypuściła. Postawiła by na swoim i siedzielibyśmy przy herbacie i ciastkach."
- Nie, nic. Tak tylko do siebie coś nucę....wiesz ciociu...
- Ach..ta dzisiejsza młodzież! - rzekła ciotka.
- No to ciociu...jeszcze mam jedną sprawę.. - oznajmiła Lilly. " Leć na strych! Ja ją zagadam."
- Musze się pouczyć... - odrzekłam do cioci.
- Czego ty chcesz się uczyć Cameron? Przecież nie jesteś zapisana do żadnej z szkół...
- Życia ciociu...życia.... - uśmiechnęłam się do Lilly. " Pamiętaj, 5 minut." - posłała mi kolejne spojrzenie.
 No to Lilly, do następnego razu...
- Jasne Mycha! Miłej nauki.... - zaraz po tym pośpiesznie dodała : Ciociu, a co ty masz tam w kuchni?
- Gdzie Lilly? - powoli kroczyła za jej palcem, a ja bez problemu dostałam się z powrotem, krętymi schodami na strych.

            Chociaż nie odliczano tutaj czasu to pamiętałam - 5 minut. Bardzo niewiele.  Do leżącej torby włożyłam tylko moje rysunki. Ledwo je umieściłam, ponieważ  pół miejsca w torbie zajmowała już beżowa toga, którą brałam zawsze, w ewentualności na zmianę i masa flamastrów.
            Otwierając okno zastanawiałam się, czy ciocia nie domyśli się niczego. Myślałam, że będzie to ucieczka na parę godzin. Jednakże los chciał inaczej. Ciocia wiedziała, że często pytam o ten pierwszy świat. Wiedziała. A mimo to zostawiała mnie bez opieki Thomasa. Może to właśnie nazywała zaufaniem? Nie wiem. Nie ma czasu na zbędne obmyślanie...Teraz musiałam uciekać by dowiedzieć się prawdy. Wysunęłam pierwszą nogę przez okno. Tak jak mówiła Lilly - za oknem wił się po kamiennym domku bluszcz. Tam też pod nim mieściła się drewniana, stara drabina. Stawiałam nogę za nogą , zeskakując z każdego, napotkanego szczebelka. Gdy dotknęłam ziemi, ogarnął mnie niewypowiedziany, ogromny spokój. A jaka radość!
            Stop. - przywołałam w sobie resztę rozsądku. Na obrzeża! Puściłam się biegiem  przez zieloną, ledwo co skoszoną trawę państwa Jonkse, po czym dotarłam na asfalt. Z tego miejsca tylko metry już dzieliły mnie od tabliczki informującej o granicy Churchill. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem gdzie mam biec. Rozejrzałam się dookoła. Jak pusto...
Lilly do diabła! Gdzie jesteś?! - przeklinałam w myślach. Długo nie trwało nim usłyszałam odpowiedz.
" Podjedzie zaraz pewien samochód. Zatrzymaj go..Cameron już! " - krzyknęła.
W moim wzroku mieścił się teraz duży, czerwony jeap. " Zatrzymaj go!" - powtórzyła ponownie. Bez chwili wahania stanęłam na asfalcie. Jeśli miało to się udać, musiałam słuchać Lilly. Teraz albo nigdy.
- Cholera! Dziewczyno, chcesz żebym cie przejechał? - zapytał jego kierowca. Wyglądał nieciekawie. Jak z tych filmów o bandytach i rabusiach czy coś... Ja do niego nie wsiądę! - zaprotestowałam Lilly.
" Tylko on dzisiaj jedzie tam, gdzie ty się wybierasz.... Wrzuć na luz. Jestem z tobą."
-  Gdzie pan jedzie? - spytałam chcąc go zagadać.
- Nie biorę autostopowiczów mała! - odrzekł nie przyjaźnie.
- Wcale mi o to nie chodziło...po prostu...ja - dalej! myśl!
- ..po prostu co? Jesteś ciekawa? - rozbawiło go to chyba. A masz pieniądze? - spytał.
- Nie,ale....- zaczęłam się jąkać.
- ...nie ma pieniędzy - nie ma podwózki. - rzekł.
" Opowiedz mu kawał! "
- To może opowiem panu jakis kawał? - spytałam.
- Nie mam czasu na zatrzymywanie się... - nie ma pieniędzy - nie ma podwózki.
Powiedziawszy to, zatrzasnął drzwiczki i odpalił silnik. - Pff co za dziewuszysko...- usłyszałam z wnętrza pojazdu.  Żeby mnie tak potraktować? O nie!....
" Spokojnie Cameron! " - Jak mam być spokojna, skoro odjeżdża?  " Na przyczepę właź!"
Lilly, jesteś na 100%  pewna, że to dobry pomysł? - spytałam ją. " Pewnie. Trochę zaufania."
              Błyskawicznie wskoczyłam na przyczepę. Nie odbyło się jednak to bezgłośnie. Kierowca usłyszawszy,  że coś a raczej ja, wkrada mu się na przyczepę, zatrzymał jeapa i wyszedł z pojazdu.
" Pod ten koc. Szybko!" Na końcu przyczepy leżał koc przykrywający kartony z jakimiś produktami. Chyba zapasy na podróż. Widząc moją minę Lilly rzekła : " Trudno, będzie musiał sie z toba podzielić.."
- O ile w ogóle mnie zabierze... " Siedź cicho i sie nie ruszaj."
              Pan w średnim wieku obejrzał jeszcze raz cały samochód, po czym zrezygnowany, a zarazem szczęśliwy, wrócił do kierowania. Ruszyliśmy. On w znane, a ja? Przeciwnie... Najlepsze było to, że nie mogłam już złapać za żadne skarby kontaktu z Lilly. Nie wiem, czy dała sobie ze mną spokój wysyłając tam, gdzie nie miałam pojęcia, czy był też trochę jej pomysł, aby na jakiś czas się ode mnie odłączyć. Gdy jechaliśmy już z dobre parę godzin, postanowiłam w końcu wyjść z pod koca. Siedząc na przyczepie, podziwiałam bezchmurne niebo, na którym co jakiś czas znajdowała się niewielka ryska słońca. Dookoła  mnie, zakorzeniły się wielkie skupiska drzew. Lasy. Co za monotonność...A co ja robiłam? W między czasie wpieprzyłam mojemu drogiemu kierowcy całe delicje i ciastka.... Już widze tą jego minę, gdy to zobaczy... Jeśli Lilly się odezwie, mam nadzieję, że go jakoś udobrucham "gdyby" . Gdyby co?  Gdyby mnie złapał, czego się obawiałam. A jeśli on tak w ogóle jedzie na jakiś zjazd, czy do jakiś nieciekawych typków? W co ja się  najlepszego wpakowałam... Na razie patrzyłam na to w sposób, że każdy goni za przygodą, a tylko nieliczni taką w swoim życiu przeżyją...jeśli ma być to przygoda to chcę ją zapamiętać. Zapamiętać na bardzo długo...








             

2 komentarze:

  1. ZARYPIŚCIE...TROCHĘ MNIE PRZERAŻA TEN BLOG ;__; ALE JA SCE ZIMIĘ...ZOSTAWIAŁ TAM KUMPLA CO Z NIM?? MOŻE...MAŁY EPIZODZIK CO BYŁO JAK UMARŁA? JA SIĘ NIE WTRĄCAM -TWOJA WIZJA. TAK TYLKO SIĘ ZASTANAWIAM ;]

    OdpowiedzUsuń